0 Comments
Polska wydaje się mieć jakiś problem z mniejszościami- a te- jakby zanikają. Część polityków głosi tezę że nadanie mniejszościom jakichkolwiek praw jest wspieraniem ruchów autonomicznych, i jest działaniem “wbrew interesowi państwa”, jakby można było streścić ich tok rozumowania. Polska jest w skali Europy wyjątkiem- żadna grupa mniejszościowa czy etniczna nie doczekała się jakiejkolwiek formy autonomii. Rzeczpospolita Polska jest jedynym tak dużym całkowicie skrajnie centralistycznym krajem współczesnej Europy.
Każda z tych narodowości czy grup etnicznych ma zwykle własną historię. Łemkowie swego czasu powołali swoją własną republikę w bieszczadzkich górach („Łemkiwśka Repubłyka”). W okresie okupacji hitlerowskiej okupant próbował podsycać tendencje separatystyczne. Stworzono Goralenvolk, Kaschubenvolk, i próbowano wzniecić separatystyczne nastroje wśród Głuchoniemców, całkowicie już spolonizowanych potomków osadników niemieckich sprowadzonych w średniowieczu dla zasiedlenia ogromnych połaci Podbeskidzia i Podkarpacia.
Fot. Jedno z niewyburzonych zabudowań autochtonicznych mieszkańców Pomorza (zachowane w Skansenie Kluki). cc Wikimedia
Część mniejszości zanikło. Słowińcy, zamieszkujący okolice jezior Gardno i Łebsko (teren dawnego księstwa wendyjskiego), niemal w całości wyjechali w latach 70-tych XX wieku do RFN (media we wcześniejszych dekadach donosiły o konflikcie w miejscowości Kluki z grupą przesiedleńców i polską administracją, którym zajmowano się nawet w stolicy kraju). Ich szachulcowe domy w większości wyburzono, gdy opustoszały. Czasem burzono całe wsie, z których społecznicy i muzealnicy ocalili nieliczne zabytkowe budynki , utrzymywane w skansenach.
Ostatnich 100 rdzennych mieszkańców wsi Kluki wyjechało do RFN w latach 60-tych i 70-tych XX wieku, trafiając do obozu przejściowego pod Hamburgiem. Uznawano ich w literaturze za oryginalnych Wendów. “Przyczyna niechęci do nich była jasna: w 1945 r. Słowińcy mówili już tylko po niemiecku.“- donosiła Gazeta Kaszubska. “To, co wyprawiano z miejscowymi ludźmi, przekraczało wszelkie granice człowieczeństwa, a skończyło się tak, jak teraz wiemy. “- komentuje internauta “Żega”. Ich historię opisuje strona miejscowego muzeum:
“Sytuacja mieszkańców jest dramatyczna: z jednej strony zatrzymywani przez społeczników i władze państwowe jako Słowianie i poddawani “repolonizacji” (dopiero po jakimś czasie zrezygnowano z tego fałszywego określenia na rzecz “reslawizacji”), z drugiej szykanowani przez osadników i władze lokalne jako Niemcy.
W następnych latach wszyscy oni chcą wyjechać, dołączyć do swoich bliskich mieszkających w Nemczech. Umożliwia im to traktat pokojowy polsko-niemiecki i do 1976 roku wyjeżdżają właściwie wszyscy, łącznie z pokoleniem powojennym, urodzonym w rodzinach mieszanych.
Razem z ubytkem ludności upada także sama wieś. Pustoszeją najpierw Kluki Ciemińskie i częściowo Żeleskie, w zaniedbanie popadają także opuszczone gospodarstwa w Klukach Smołdzińskich. Część budynków jest także rozmyślnie dewastowana przez przenoszących się z domu do domu osadników. W latach 70. XX wieku zapada decyzja o wyburzeniu większości budynków w Klukach, by je uporządkować. Kilka zaledwie spośród nich udaje się uratować słupskim muzealnikom by chronić je w ramach MWS. Większość zostaje rozebrana. Całkowicie przestają istnieć Kluki Żeleskie, Ciemińskie i Pawełki, Kluki Smołdzińskie znacznie się zmniejszają i zmieniają charakter. W 1963 roku utworzony zostaje Słowiński Park Narodowy, w którego granicach zamknięte zostają Kluki. Grunty orne, łąki i pastwiska wokół wsi zostają tym samym zlikwidowane. W wiek XXI Kluki wkroczyły jako maleńka 100-osobowa wioska położona w parku narodowym, w której środku znajduje się skansen przyciągający ok. 100 tys. gości rocznie.”
Jak podaje Kolarzowski w czasopiśmie “Kultura Liberalna”, dziś w Polsce przetrwało zaledwie kilkanaście rodzin Słowińców, autochtonicznych mieszkańców ziem Pomorza Tylnego:
“Do dziś w Polsce pozostało zaledwie kilkanaście rodzin. Rok 1989 nieliczni Słowińcy przywitali z ogromną nadzieją. Nadzieja na likwidację barier paszportowych, możliwość wyjazdów i przyjazdów w rodzinne strony niejednej rodzinie pozwoliła przetrwać następne lata. Niemniej sytuacja ekonomiczna zwłaszcza tych, którzy utrzymywali się z rolnictwa w czasach nadchodzącej transformacji była bardzo trudna. Z popegeerowskich ziem województwa koszalińskiego pochodził słynny film dokumentalny „Arizona”. Otwartość na Zachód rozerwała i tak słabe relacje sąsiedzkie z ludnością przesiedlaną ze Wschodu.(…)
Od Prusaków z Brandenburgii rodziny Słowińskie różnią się arystokratycznym stylem bycia połączonym z prostotą. Mają talent do nauki języków obcych i znamionuje ich ogromna gościnność. W miesiącach letnich w ich domach rozbrzmiewa różnojęzyczny gwar z całej niemal Europy. Uważają, iż mają niepisane prawo odróżniać się od Niemców niechęcią do służby wojskowej i umundurowania. Często bywają pacyfistami, co wyraża się na przykład ich szczególną czcią wobec Carla von Ossietzky`ego (laureata pokojowej nagrody Nobla w roku 1935), więzionego przez hitlerowców w licznych obozach koncentracyjnych m. in. w Dachau i w Kostrzynie nad Odrą, który zwolniony przez nazistów pod naporem międzynarodowej opinii publicznej, zmarł od odniesionych obrażeń w roku 1938.
Od ludności rdzennie polskiej różni ich nie tylko charakterystyczne przywiązanie do lokalnego folkloru, ale przede wszystkim sięgający czasów Kulturkampfu radykalny antyklerykalizm. U jednej z takich rodzin mieszkającej, na wschód od Białogardu, przed kilku laty usłyszałem taką wielkanocną przemowę: „Panie Boże pozwól nam zachować poczucie, że jesteśmy przyzwoitą rodziną. Porządna rodzina to taka, z której nikt nie musi iść pracować do policji ani zostać księdzem. Niech nikt z nas nie musi zakładać jakiegokolwiek munduru. Niech tez żaden z naszych synów nie zostanie odcięty od naszej kultury w takim stopniu, że zwichnie mu to charakter i wstąpi do seminarium”.
Po spożytym posiłku, spytałem gospodarza, co kryło się za wypowiedzianymi przez niego słowami. Po dłuższym zastanowieniu odpowiedział: „my Słowińcy żyliśmy i żyjemy jakby na obrotowym przedmurzu. Cała Polska to takie obrotowe przedmurze. Do krytyki literackiej nawet określenie to trafiło, ale nie zdołało się upowszechnić**. A od wszelkiej władzy i od duchownych trzymać trzeba się z daleka. Owszem, kogoś zacnego z ich grona można czasem w progi domu zaprosić, ale musi to być naprawdę zaufana osoba”.
Współcześnie słowińskie rodziny swoje dzieci wysyłają na południe Polski do szkoły rzemiosł artystycznych w Brzozowie. Corocznie, niektórzy przedstawiciele ich środowiska organizują międzynarodowy festiwal archeologiczny na wyspie Wolin.”
Kaszubi, wywodzący się w prostej linii od Pomorzan, historycznych mieszkańców ich ziem, do 1637 roku cieszących się autonomią pod rządami dynastii Gryfitów (z krótkimi epizodami podległości sąsiednim krajom), nie mają autonomii po dziś dzień.
Władcy Pomorza przyjęli chrzest dopiero w 1186 roku z rąk duńskich cystersów, po czym rozpoczęła się kolonizacja Pomorza Tylnego i napływ osadników, głównie z Niemiec. Od 1308 r. Gdańsk na okres 150 lat został zajęcy przez Zakon Krzyżacki. Od 1454 r. powstało tu polskie województwo pomorskie, powstałe w wyniku wcielenia Prus Królewskich do terytorium Rzeczpospolitej Polskiej. W wyniku rozbiorów Rzeczpospolitej obszar zasiedlony przez Kaszubów stał się częścią Prus. Od 1945 roku obszary Pomorza Tylnego i Pomorza Zachodniego znów są pod polską administracją. Z nieznanych przyczyn na tych terenach dochodzi nawet do błędów w ich administracyjnym nazewnictwie: Historycznie “Pomorzem Zachodnim” nazywano obszar wokół Gdańska, tymczasem w wyniku reformy administracyjnej nazwano tą nazwą obszar Pomorza Tylnego.
Język tych narodów, będący najprawdopodobniej dialektem języka pomorskiego, zanikł w znacznym stopniu. Dziś, wydając prasę, nie można już przygotować np. lokalnego dodatku w tym języku, z racji stopnia polonizacji tych grup i ich mediów.
Miejscowy badacz w dziele “Geografia współczesnych Kaszub” (Gdańsk 1999), wliczając w obręb Kaszub te obszary administracyjne, w których Kaszubi stanowią co najmniej 1/3 populacji, jak i zamieszkiwane przez dużą ich ilość, otrzymał terytorium około 6200 km².
Niemniej, lokalne media upadają. Ten smutny los spotkał kaszubską telewizję narodową utrzymywaną przez osoby prywatne: Cassubia TV Kaszëbë, która jako CSB nadawała swój program satelitarnie, nie mogąc docierać naziemnie do miejscowej ludności. Stacja nie mogła się zbilasować (do pokrycia jej kosztów brakowało 300 tys. PLN miesięcznie) i została zamknięta we wrześniu 2011 roku. Do narodowych stacji tego regionu należy zaliczyć także Radio Kaszëbë wydawane przez odwołujące się do lokalnej tradycji Stowarzyszenie Ziemia Pucka.
Dlaczego mniejszości zanikają? Słowińcy z pewnością przetrwaliby jako mieszkańcy Rzeczpospolitej Polskiej, gdyby ich niewielkim skupiskom nadano po II wojnie światowej autonomię- w końcu chodziło o grupę ledwie kilkuset osób (od roku 1946 do okresu obecnego liczba mieszkańców miejscowości Kluki zmniejszyła się np. 10-krotnie).
W Niemczech dla obrony tożsamości łużyczan miejscowe rządy powołały specjalną fundację wspieraną z pieniędzy podatników. Mimo postępującego zaniku tego języka, cały przygraniczny region usłany jest dwujęzycznymi niemiecko- łużyckimi drogowskazami. W Polsce dyskurs o prawach mniejszości jest zdominowany przez głosy nieznające realiów tych społeczności, grup etnicznych, narodów, zwykle borykających się z zanikiem ich własnej tożsamości.
Opr. Adam Fularz, na podstawie Wikipedii
Tekst ukazał się pierwotnie w „Gazecie Poselskiej”
Dalsza litertura:
By admin